MOJA RADOŚĆ I WDZIĘCZNOŚĆ BOGU NIE ZNA GRANIC

Chciałam powiedzieć, że po ostatnim spotkaniu Eucharystycznym prowadzonym przez ojca Łukasza pokój nadprzyrodzony jest we mnie, czego wcześniej nie było, bo zbyt szybko się irytowałam.
Zauważyłam też uzdrowienie. Miałam stwierdzoną wieńcówkę + arytmie i wg wcześniejszych badań i diagnoz lekarskich czekałam na zawał, zator, czyli na wszystko co najgorsze.
Kiedy po spotkaniu Eucharystycznym wróciłam do domu i będąc na zewnątrz musiałam dość szybko iść, pogoda była przygnębiająca, ciężka atmosfera - a ja szłam i oddychałam i moje serce dało radę przepompować krew, nie latało jak szalone, nie męczyłam się. Chociaż modliłam się i odrzuciłam te diagnozy lekarskie, nie przyjmowałam ich do siebie, to gdzieś tam głęboko w podświadomości coś takiego się przebijało i w każdej sytuacji kiedy serce chciało wyskoczyć przy szybkim męczeniu się to pamięć o tych diagnozach wracała. Próba wysiłkowa serca wykazała, że mam serce 100 latka a nie miałam jeszcze 60 lat i że to co się dzieje wokół mojego serca to te wszystkie naczynia są pozatykane. Tak bardzo było ono zniszczone, niedotlenione (od zawsze miałam tak niskie ciśnienie, że czasami przyrządy go nie mogły dobrze zmierzyć, a lekarze nie dowierzali, że ja chodzę i żyje). Więc teraz moja radość i wdzięczność Bogu nie zna zna granic. To co się dokonało podczas ostatniego spotkania to coś wspaniałego czego się nie spodziewałam się i o to nie prosiłam, bo byłam już tak bardzo zżyta z tym problemem i pogodzona z moim stanem zdrowia, że z pokorą znosiłam te wszystkie niedogodności w funkcjonowaniu mojego układu oddechowego. Teraz śladu po tym nie ma. Chwała Panu Jezusowi, to za mało, żeby wyrazić moją wdzięczność ...
B. Ch.